W powszechnej opinii pokutuje przekonanie, że waga szybciej spada bo woda schodzi. Na początku tak, natomiast później to katorga. Właśnie dlatego zdecydowałam się na ten post.
Jak wiecie, lub nie wiecie jestem mniejsza już o 34kg.
Moja historia wygląda tak:
2-2,5 roku temu dostałam meridie od lekarza, zjechałam 46kg, meridię wycofali z rynku przytyłam 30kg.
Na meridii odchudzanie było mega przyjemne, waga pędziła jak szalona. Natomiast jak jej nie ma wkurzyłam się i próbuję udowodnić sobie i światu, że dam radę. Natomiast, często spotykam się z opiniami, że za bardzo dogadzam sobie na diecie. Bzdura.
Owszem zdarza mi się zjeść coś na "nielegalu", natomiast cena jaką płacę za każdy kilogram mniej jest mordercza. To godziny ciężkich ćwiczeń, litry potu, masa siniaków i zakwasów.
Tak, dla porównania koleżanka ważąca 65kg, z którą biegam podczas 50 minut biegania spala niecałe 400 kcal. Ja wg mojego kalkulatora około 900. Wcale nie przychodzi mi to bez problemu. Nie zdajecie sobie sprawy jak często mi się nie chcę. Wolałabym zostać w łóżku i poleniuchować.
Po 50 minutach i 6 km biegania wyglądam tak:
Dodatkowo parę innych atrakcji dziś miałam ale o tym jutro ;)
Dziś musiałam sobie ponarzekać. Dobranoc blogowicze!
Podziwiam samozaparcie i trzymam kciuki za dalszy upór w zamierzonym celu :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :) Zazdroszczę czasu na bieganie. Ja z wagi 105 doszłam do 90 na chwilę obecną. Niestety bez sportów bo nie mam kiedy, no chyba że spacer z dziećmi ale 3 latek dość szybko się męczy
OdpowiedzUsuńOrciu, podziwiam Cię :) jesteś dla mnie wzorem sumienności i samozaparcia :*
OdpowiedzUsuń