„Arisjański Fiolet” wywołał we mnie zdecydowanie dużo emocji, zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Kończąc czytać, jedyne prawie sensowne słowa jakie cisnęły mi się na usta to:
„No ale jak to? Czemu On nie …, a czemu ona to zrobiła … , ale czemu ten ułomek genetyczny jest taki ograniczony!”.
Ciężko napisać obiektywną opinie po lekturze książki, która wywołuje we mnie tak dużo emocji. Jeśli już kiedyś czytałeś moje recenzje książek fabularnych, to raczej masz świadomość, że nie są to standardowe i wzorowe teksty. Myślę, że trzeba je określić jako przelanie emocji na piksele.
Emily Wallker w wieku 8 lat wraz z matką udały się do schronu dziadka, który utorował ich życie. W ziemie uderza asteroida. Przeżywają nieliczni. Emily stwierdza, że takie życie to nie życie. Namawia swoją matkę na wyjście ze schronu. Pełne wątpliwości docierają do domu dziadka, matka ze względu na osłabienie postanawia zatrzymać się na chwile, a córka sama wędruje w poszukiwaniu perspektyw na jakiekolwiek jutro. Ową perspektywą okazuje się pomarańczowa, o fiołkowych oczach i nieziemsko przystojna istota. Dosłownie nieziemsko, nasza już 18 letnia Em, spotyka na drodze przybysza z innej planety. Jak się później okazuje, ma dobre zamiary. Arisjanie to rasa ludzi pochodzących z galaktyki, która przybyła na ziemie z misją ratunkową. Odbudowali nasz ekosystem oraz parę miast, żyją w zgodzie z nielicznymi ocalałymi i są na wskroś dobrzy. Emily wraz z matką próbują poukładać sobie życie na nowo, nie jest to jednak takie proste, gdy w oko wpada ci chłopak niezdolny do miłości, a tobą targa tak wiele emocji!
Fabuła jest niebanalna, przez co zatracamy się i zastanawiamy co dalej. Swoją przygodę z tą książką określiłabym jako wzorowy przykład zasady trzech randek.
Pierwsza – 50 stron, przyjemnie przedstawiliśmy się sobie . Raczej nieswojo czułyśmy się w swojej obecności, aczkolwiek już zaczynała swoje zalety lekko eksponować. Kokietując właśnie fabułą.
Druga randka – zeszła nam raczej szybko, wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać, ale z racji że nie byłam w dobrym nastroju, spotkałyśmy się tylko na 30 stron.
Trzecia – Poszłyśmy na całość! Czerpałam z niej pełnymi garściami wszystko co dawała, spędziłyśmy razem noc. Fabuła czarowała, pchała do przodu akcję i nie pozwalała skupić się na niczym innym. O oglądaniu telewizji w trakcje nie było mowy. Domagała się 100% mojej uwagi. Była tak wciągająca i absorbująca, że nie sposób było jej odmówić. Cieszę się, że nie ma kaca moralnego, ale ten książkowy jest całkiem dokuczliwy.
Na szczególną uwagę zasługuję kreacja postaci. Czytałam różne recenzje. Ja należę do grona osób, którym przypadła na gustu. Odnajduję się w nich doskonale, może dlatego że nie mam nastu lat. Patrzę na pewne elementy dojrzewania z perspektywy czasu. Sama byłam bardzo wybuchowa, gdy miałam tyle lat co bohaterka (było to 10 lat temu), łatwo mi się z nią utożsamić, ba, nawet pewne zachowania miałyśmy bliźniacze. Też rzucałam w swojego partnera czym się da, jak mnie raz mocno zdenerwował, robiłam mu okropne awantury, prawie za wszystko, a mój tamtejszy nie był zdolny do miłości, w odróżnieniu od Emily to wniosek, który dopiero teraz do mnie dotarł. Dziewczyna miała łatwiej, wiedziała to na starcie. Sama zadecydowała, że jej życie będzie wyglądało tak, a nie inaczej. Bardzo mi się to podoba. Miała w sobie tyle odwagi, aby podejmować dorosłe decyzje. Odwagę, czy młodzieńczą brawurę? Trudno mi to określić. Natomiast wiem, że w tym wieku, człowiek ma wrażenie, że może zmierzyć się ze światem. Tylko dlatego że nie zna tego świata z całymi jego inwentarzem. Dopiero z wiekiem człowiek dostrzega, że pewnych rzeczy nie przeskoczy. Zapewne jesteś Czytelniku w podobnym wieku co główna bohaterka, dlatego pragnę zaznaczyć, że nie piszę tego, aby zniechęcić kogokolwiek do czytania. Próbuję tylko chaotycznie udowodnić autentyczność głównej postaci.
Kreacja Korina – och, cóż ja mogę rzec, jestem nastawiona na „nie” do płci męskiej na obecnym etapie mojego życia. Odnajduję w nim wiele wspólnych cech gatunkowych z naszymi ziemskimi panami. Dla Arisjana najważniejszy był popęd genetyczny. Już rozszyfrowuję, to nic innego jak nasza chęć zaliczenia panienki, w tym wypadku naszej Em. Dla mnie to bardzo znajome z rodzinnego ziemskiego podwórka. Autorka nadała jednak delikatności jego rasie, usuwając im geny odpowiedzialne za agresje, nadając bardzo logiczny tok postępowania we wszystkim. My, ziemianie, też mamy taki zabieg, niestety stosujemy go tylko u zwierzaków, nazywamy go potocznie „kastracją”. Ale przecież w miłości nie ma miejsca na logikę?! Szczególnie w tej pierwszej, młodzieńczej! No właśnie i tutaj pojawia się konflikt.
Język, którym operuje autorka jest niesamowicie przystępny, a zawdzięczamy to konstrukcji zdań. Są krótkie i dobrze zbudowane. Dzięki temu mkniemy po stronach jak szaleni. Pola Pane raczy nas całkiem wymownymi i wyważonymi scenami erotycznymi. Wiem, że w książkach młodzieżowych są różnie odbierane. Jestem bardzo wyczuloną osobą na to, co serwujemy młodzieży i w jakim wydaniu, jeśli chodzi o erotykę. Natomiast tutaj mamy wszystko tak ubrane w słowa, że nie drażniło mnie w żaden sposób. Pikanteria dodała fabule wyrafinowanego smaku, który przyprawia nas o rumieńce na twarzy.
Pane poprzez historię Em i Korina porusza wiele aktualnych i ważnych tematów. Pierwsza miłość, w dodatku nieodwzajemniona – chyba nic tak nie boli, jak niespełniona miłość. Podejmowanie ważnych, życiowych decyzji, pod wpływem emocji targającymi decydentem. Poświęcenie w imię lepszego jutra. Próba asymilacji w nowych warunkach.
Zapomniałabym o jednym bardzo istotnym fakcie, do książki dołączona jest płyta z piosenkami głównej bohaterki. Przeze mnie została troszkę potraktowana po macoszemu, bo jestem upośledzona muzycznie. Mogłabym żyć w ciszy. O KURCZĘ, pasuję do Arisjan!
Nie ukrywam, że podczas lektury chichotałam pod nosem niczym nastolatka, przypominając sobie jak to było ze mną w tym wieku. Dopingowałam główną bohaterkę, a Korina określiłam ułomkiem genetycznym. Kończąc ten tom Arisjańskiego Fioletu, pozostałam z serią pytań w głowie. Zamykając książkę, w głowie dudniło mi „No ale jak to? Czemu On nie …, a czemu ona to zrobiła … , a czemu ten ułomek genetyczny jest taki ograniczony!”. Jest to idealny WSTĘP do cudownej historii. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w drugiej części to dopiero będzie się działo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz ślad po sobie. A jeszcze fajniej jak dodasz do obserwowanych. :)