Szybki wypad do zakopanego pod koniec lutego! Od dawna nam
się to marzyło! Nie świętowaliśmy w walentynki, postanowiliśmy, że to będzie
nasz prezent – zamiast ciastek, czekoladek i pierdołek.
Długa podróż, wytęsknione góry! Trzeba było się gdzieś
żywić. Wiadomo, Krupówki nie są najlepszym pomysłem na zjedzenie dobrze… Google
prawdę powie, zapytaliśmy i wybraliśmy Obrochtówkę! Było super, odwiedziliśmy ją
dwa razy! Najpierw dość długo spacerowaliśmy co wzmogło dodatkowo nasze
apetyty. W końcu dotarliśmy do karczmy – nieco oddalonej od centrum, położonej
w cichym i przyjaznym miejscu. Za pierwszym razem byliśmy na samym otwarciu.
Przywitała nas kartka. Nie można płacić kartą…
No ok! Skubaliśmy się z kasy i
jakoś podołaliśmy.
Pierwsze wrażenie po wejściu bardzo przyjemne, brak
zapachów, już parę osób siedziało przy stołach. Przywitała nas sala urządzona w
stylu typowo zakopiańskim. Ławy ze skórzanymi narzutami. Przyjemną atmosferę
stwarzały palące się na stołach świeczki w małych beczułkach. Poszliśmy do
małej pobocznej sali, pełnej żywych kwiatów i ozdób związanych ze skokami
narciarskimi. Obsługiwała nas przemiła kelnerka. Uwielbiam takie osoby, które
nie są nachalne i potrafią coś doradzić i podpowiedzieć.
Za 2 razem już nie było tak super, na stole były małe
kawałki jedzenia, było niesprzątnięte należycie.
Zamówiliśmy przystawki, danie główne, deser i oczywiście
grzańca! Którego piliśmy oboje po raz pierwszy!
Przystawki: Oscypek z boczkiem i żurawiną oraz moskole z
masłem czosnkowym.
Oba danie bardzo dobre, można przyczepić się do poziomu
słoności moskola, troszkę mało tej soli się sypnęło. Na uwagę zasługuje
żurawina, która była naprawdę dobrej jakości. Zakopane to królestwo najtańszej żurawiny
z MACRO, tutaj była wyśmienita.
Danie główne: Polędwica góralska i baranina pod białą pierzynką.
Baraninę w formie pieczeni jadłam po raz pierwszy. Zawsze
bardzo się jej bałam przez panującą opinie, że potrafi śmierdzieć. Ta w
Obrothówce, była przyrządzona wyśmienicie! Idealnie miękka, kleista, lekko
smakowała ziołami i czosnkiem, podana z gęstą śmietaną i kaszą perłową.
Wszystko znakomite i takie jakbym chciała! Jedna uwaga dla osób dbających o
linie, jest to potrawa tłusta. Zauważyłam, że to charakterystyczne dla kuchni
zakopiańskiej.
Polędwica była podana z moskolami, pod sosem z oscypka. Znów
niestety tłusto, ale za to jak smacznie! Całą potrawa była posypana młotkowanym
pieprzem. Myślę, że mięsko było odrobinę przeciągnięte, dosłownie o 30 sekund.
Nie popsuło to jednak ogólnego odbioru potrawy.
Szaszłyk wieprzowy. Tutaj ja miałam pełne rozczarowanie.
Niby nie można zbyt wiele oczekiwać po tym daniu, ale nie smakowało mi
zupełnie. Wieprzowina nie była zamarynowana wcześniej w ziołach, smakowała
niczym, kawałki według mnie były zbyt duże, przez co należało dłużej grillować mięsko.
Stało się przesmażone i gumowate. Ziemniaki podane do dania zbyt tłuste.
Deser: Szarlotka z lodami. Oczywiście szarlotka domowej
roboty, z grubo ciętymi jabłkami z cynamonem. Cienką warstwą ciasta i średnimi
lodami. Nie były najgorsze, ale można było postarać się bardzie.
Przepysznym uzupełnieniem naszego obiadu był grzaniec.
Gorące wino. Ciężko wypowiadać mi się o sztuce podawania, oraz odnosić się do
innych restauracji, ponieważ próbowaliśmy go po raz pierwszy. Mogę jednak
powiedzieć, że było świetne! Słodkawe z goździkiem i pomarańczami. Podane na
podgrzewaczu!
Wiem, że swego czasu restauracja ta przechodziła Kuchenne
rewolucje Magdy Gessler. Zdecydowanie udana rewolucja. Podają jeść smacznie i
stosunkowo niedrogo! Wszystkie te wspaniałości zapłaciliśmy 160 zł (za 2
osoby).
Ogólna ocena 7/10 i wrócimy na bank jak będziemy w
Zakopanem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz ślad po sobie. A jeszcze fajniej jak dodasz do obserwowanych. :)